Wzajemne zaufanie, partnerstwo i szacunek muzyków bardzo sprawdzają się na estradzie w graniu zespołowym. Najbardziej wtedy, kiedy podczas grania skomplikowanego utworu coś się nieoczekiwanie komuś „wahnie” lub pomyli i ten ktoś mówiąc lapidarnie wyleci z frazy i znajdzie się poza „zębatkami” trybów zespołu. Tym kimś może być leader grupy, który w danej chwili gra swoje życiowe solo i po prostu zapędził się na niepewny grunt. W konsekwencji jego fraza nagle znajduje się powiedzmy o ósemkę lub ćwierćnutę przed zespołem (luźną analogią do tej sytuacji może być szybka jazda samochodem, który na najszybszym i najtrudniejszym odcinku specjalnym zaczyna tracić przyczepność). Co robić? Czasu jest niewiele, a jeśli nie zrobimy nic, dojdzie do katastrofy. W muzyce są dostępne dwie podstawowe wersje postępowania:
- albo zespół pójdzie na kompromis i uwzględni błąd solisty, zmieniając swoje „raz” zgodnie z jego pomyłką, albo
- zespół zmusi go do powrotu przez przyjęcie nieugiętej postawy, podkreślonej dodatkowo np. mocnym zaakcentowaniem przez perkusistę właściwego „raz” (takie coś można nazwać terapią wstrząsową).
Możliwe są wersje pośrednie – oto jedna z nich: na przykład wszyscy się zorientowali w sytuacji oprócz basisty, który mimo poprawki wprowadzonej przez zespół, nadal brnie po swojemu i nagle on znajduje się poza frazą. Wtedy najlepiej jest zastosować postępowanie z punktów 1. lub 2. w stosunku do basisty. Tak czy owak celem jest powrót do wspólnego grania zgodnie z frazą i przy zachowaniu wspólnego „raz”.
Pozostaje pytanie: która wersja jest lepsza i dlaczego? Otóż wydaje mi się, że najlepszą wersją będzie taka, która wyjdzie w maksymalny sposób na korzyść samej muzyce, a przy okazji – w miarę możliwości – pozostawi słuchaczy w stanie błogiej nieświadomości, że cokolwiek było nie tak. Zatem mocne uderzenie właściwego „raz” przez perkusistę nie zawsze musi być właściwe.
Do rozwiązywania problemów na gorąco podczas grania potrzeba tego, co mamy w tytule niniejszych rozważań – wzajemnego zaufania i respektu. Potrzeba jeszcze wielu innych oczywistych (?) rzeczy: refleksu, muzykalności, umiejętności słuchania podczas grania na swoim instrumencie, elastyczności itp. Fajnie jest, kiedy muzycy w zespole traktują się jak prawdziwi partnerzy, a samą muzykę przyjmują jako jedyną w swoim rodzaju wyrocznię oraz szkołę demokracji i pokory.
Życzę wielkiego BUM – Jacek Pelc
PS. Stary dowcip w formie komentarza: Jaka jest różnica pomiędzy pierwszą a drugą altówką w orkiestrze? Odpowiedź: ósemka i ćwierć tonu…
tekst pochodzi ze wstępniaka z TopDrummera, numer Luty-Marzec 2009