„Dlaczego zaskakujące?”, dziwi się Lou Reed. „Zaskakująca byłaby współpraca Metalliki i Cher. To byłoby dziwne. A my – to dosyć oczywiste połączenie”.
Mimo wszystko, na wieść o wspólnym przedsięwzięciu Lou Reeda i zespołu Metallica, większość uniosła brwi do góry ze zdziwienia. Jednak zastanawianie się nad tym nie ma sensu. Sens ma muzyka. A 90 minut muzyki stworzonej przez Lou Reeda i Metallikę wydaje się mieć największy sens.
„To na pewno nie jest kolejny album Metalliki, ani kolejny album Lou Reeda”, mówi Kirk Hammet, gitarzysta zespołu Metallica. „To coś innego. Jak zupełnie nowe stworzenie, albo hybryda. Nikt ze świata heavy metalu nigdy wcześniej nie zrobił czegoś takiego”.
Od początku było wiadomo, że zetknięcie króla nowojorskiej sceny avant-rockowej Lou Reeda i Metalliki – najpopularniejszego zespołu trash metalowego świata, musi przynieść coś wyjątkowego. Zaiskrzyło już od pierwszego spotkania – koncertu z okazji 25-lecia Rock And Roll Hall Of Fame w 2009r., podczas którego Metallica i Lou Reed wspólnie wykonali utwory z repretuaru Velvet Underground – “Sweet Jane” i “White Light/White Heat”. Oczarowany występem Reed zaproponował nagranie płyty. „Wiedzieliśmy, że jesteśmy dla siebie stworzeni”, wyznaje Reed. Wspólne plany na przyszłość musiały jednak zaczekać na powrót Metalliki z długiej trasy koncertowej Death Magnetic.
Ostatecznie artystom udało się wreszcie spotkać, a efektem współpracy jest “Lulu”. Brzmienie jakiego jeszcze nie było! Niecodzienna płyta inspirowana kontrowersyjnymi sztukami niemieckiego ekspresjonisty Franka Wedekinda – “Przebudzenie Wiosny” i “Puszka Pandory”, których główną bohaterką jest upadła tancerka Lulu.
„Pracowałem nad tym pomysłem już od jakiegoś czasu”, mówi o powstaniu płyty Reed. „Moja Lulu miała głowę, ale brakowało ciała”, dodaje.
Z pomocą przyszła Metallica.
„Byliśmy bardzo zainteresowani współpracą z Lou. Zastanawiałem się – jak to będzie? Co się stanie? I wtedy Lou przesłał nam teksty do “Lulu”. Nareszcie mogłem na chwilę zapomnieć o śpiewaniu, o słowach i skoncentrować się na pisaniu muzyki. To było ćwiczenie spontaniczności i improwizacji – pewnych rzeczy nie moglibyśmy powtórzyć. Poddaliśmy się magii”, wspomina James Hetfield. A Reed dodaje: „To najlepsza rzecz jaką kiedykolwiek zrobiłem”.
Premiera „Lulu” 28 października.