Z Vic’iem Firth’em – dżentelmenem w świetnej formie, choć i w podeszłym wieku – umówiłem się na wywiad, ale w ogólnym zgiełku hali nr 3.0 gdzie zgromadzono ofertę perkusyjną, nie dało się go przeprowadzić. Zatem udaliśmy się do pomieszczenia pomiędzy dwojgiem szklanych drzwi, które oddzielały wnętrza targowe od ich zewnętrznych terenów ogrodowo – parkingowych. Czyli mówiąc krótko rozmawialiśmy na stojąco w szklanej klatce o kształcie sześcianu – jedynym spokojniejszym miejscu dostępnym w promieniu kilkuset metrów. Oto treść rozmowy:
Jacek Pelc: Jako, że jest pan właścicielem firmy produkującej najbardziej rozpoznawalne pałki perkusyjne na świecie, a zarazem jednym z najbardziej cenionych klasycznych perkusistów, chciałbym zapytać, jak udaje się Panu połączyć te dwie dziedziny: muzyki i wielkiego biznesu?
Vic Firth: No cóż, przyłączyłem się do Boston Symphony Orchestra w 1951 roku, gdy jeszcze studiowałem w bostońskim konserwatorium. Miałem wielkie szczęście wygrać przesłuchania, i w Orkiestrze zostałem na – bagatela – pięćdziesiąt lat! Przez ten okres zająłem się rozwojem produkcji perkusyjnych pałek, ponieważ to co znalazłem na miejscu nie spełniało moich potrzeb związanych z wymogami nowego miejsca pracy. Nie wiem, czy w to uwierzysz, ale mój pierwszy model pałek opracowałem używając dużego scyzoryka, brzytwy i sporej ilości papieru ściernego. Od tego się zaczęło. Pierwsza nasza kilkuletnia sprzedaż była znikoma i praktycznie nie miała znaczenia, ale zapewniłem wówczas klientom jedną niespotykaną dotąd rzecz: gwarancję jakości – nasze pałki były proste i dobierane w pary o tych samych parametrach (pitch pairing). Zapewniały to samo brzmienie lewej i prawej pałki, ten sam balans i ciężar. Wprowadzaliśmy sporo innowacji na bazie naszej pracy w Boston Symphony. Wysoki standard i wymagania tej orkiestry wymuszały na mnie produkcję pałek, których jakość dorównywała jakości granej przez nas muzyki.
JP: Co było na samym początku? Dlaczego perkusja?
VF: Prawdopodobnie głównym powodem był fakt, że nie miałem talentu w żadnej innej specjalności (śmiech). Mój ojciec był trębaczem, zatem w wieku około 4 lat zacząłem się uczyć gry na kornecie. To była najgorsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałeś. Ten instrument nie był zgodny z moją naturą i preferencjami. Czas mijał, a ja zdecydowałem się na lekcje perkusji, które ujawniły odrobinę mojego talentu w tym kierunku. Znalazłem dla siebie perkusję jako instrument łatwy, ale oczywiście pracowałem ciężko, co było podstawą moich postępów. Zresztą myślę, że wszyscy perkusiści mają to samo – intensywne ćwiczenie, traktowanie sprawy serio, szacunek dla muzyki.
… na bębnach gra tylu rewelacyjnych artystów muzyków, z którymi mam wielką przyjemność pracować przez te wszystkie lata. Wiesz, ja w dalszym ciągu gram muzykę klasyczną, ale prawdziwego „życiowego kopa” dostaję od ludzi siedzących za zestawem.
JP: Myślę, że zainteresuje nas informacja o tym, jaki był Pański pierwszy instrument.
VF: No, oczywiście kornet, ale pierwszym instrumentem perkusyjnym był werbel – prawdopodobnie firmy Ludwig
JP: Czy grał Pan również na zestawie?
VF: Tak, wystartowałem jako muzyk jazzowy i w wieku, nie wiem, może 14 lat grałem w big bandzie. Potem miałem swój własny szesnastoosobowy big band, z którym grałem trasy w całej Nowej Anglii, skąd pochodzę. Nie miałem zamiaru być muzykiem klasycznym do czasu, aż na drugim roku w konserwatorium otrzymałem propozycję przyjęcia stypendium w Tanglewood, które jest letnią siedzibą Boston Symphony. Udałem się tam i nagle zacząłem grać muzykę klasyczną na najwyższym poziomie, co spowodowało całkowite odwrócenie mojej sytuacji – od tego czasu nigdy nie grałem na zestawie. Oczywiście, gdybyś mnie poprosił, zagrałbym dla ciebie, ale popadłbyś w histerię śmiechu – mogę cię o tym zapewnić tu i teraz.
JP: Kogo z jazzowych muzyków, perkusistów słuchał Pan w młodości?
VF: Wszyscy wzorowaliśmy się na Buddy Rich`u. On był postacią na niekwestionowanym topie. Ale pamiętam również czasy Gene Krupy, który był także wspaniałym drummerem, nie mniej jednak Buddy przejmował cały splendor, bo miał tę świetną technikę i był niesamowicie naturalnym perkusistą. Byli również inni interesujący drummerzy, nie wiem czy pamiętasz nazwisko Dave Tough – o nim nie wie zbyt dużo ludzi, miał świetny feeling. Po nim było tak wiele znakomitości. No i dzisiejsi perkusiści: Steve Gadd, Dave Weckl, Peter Erskine, o mój Boże… na bębnach gra tylu rewelacyjnych artystów muzyków, z którymi mam wielką przyjemność pracować przez te wszystkie lata. Wiesz, ja w dalszym ciągu gram muzykę klasyczną, ale prawdziwego „życiowego kopa” dostaję od ludzi siedzących za zestawem.
JP: OK., Jako że nasza rozmowa jest adresowana do młodych perkusistów oraz ludzi zainteresowanych i pracujących w perkusyjnym biznesie, chciałbym poprosić Pana o wypowiedź adresowaną właśnie do Nich – co chciałby Pan Im powiedzieć od siebie?
VF: Jeśli chcesz odnieść sukces jako muzyk i perkusista, po pierwsze musisz być pasjonatem i czuć pragnienie grania muzyki. Następnie musisz ciężko pracować. Nigdzie nie zajdziesz i nie osiągniesz sukcesu bez ciężkiej pracy. Dlatego życzę ludziom odwagi do mądrego ćwiczenia. Dla mnie kluczowym słowem zawsze był upór – ćwiczenie, ćwiczenie i jeszcze raz ćwiczenie zaprowadzi Cię tam gdzie chcesz być. OK.?
JP: OK., wielkie dzięki, było dla mnie przyjemnością i zaszczytem z Panem rozmawiać
VF: Cała przyjemność po mojej stronie.
Tu dodam, że Pan Vic Firth przybił mi zawodową „piątkę” i w ten sposób się rozeszliśmy.